Strach.

Kilka miesięcy temu byłam niemal pewna, że starach opuści mnie, gdy tylko się uda...no przecież jeśli się udało, to wszystko musi być dobrze tak? Myślałam, że gdy ujrzę 2 różowe kreski na teście ciążowym, to radość zastąpi strach, który nawet w najlepszych chwilach był gdzieś we mnie. Tak też się stało...było niedowierzanie i radość...przez kilka dni.

Później wrócił i nasilał się z każdym ukłuciem w dole brzucha, z każdym kolejnym dniem podsuwał czarne scenariusze, które boleśnie odczuwałam w głowie i sercu. Tłumaczyłam sobie, że będzie dobrze, mdłości są wyraźne, a kolejne testy również dają wynik pozytywny, więc musi być dobrze...tylko ten ból...dziwne kłucie w okolicy jajnika....ale jeszcze chwila, kilka dni ...wizyta u położnej, ona na pewno stwierdzi, że to normalne, a przecież to jej fach...zna się na tym.

Niestety było inaczej, ból nie był"typowy dla zdrowej ciąży. Znów strach, kilkudniowe czekanie na USG i usilne wmawianie samej sobie, że jest dobrze, a na monitorze zobaczę „fasolkę” i bijące serce.

Tak właśnie było. Zobaczyłam piękną pulsującą kropeczkę... radość, szczęście, którego nie da opisać się słowami. Poczułam ulgę...swego rodzaju cichy błogostan...nie trwał on długo, bo zbliżało się USG genetyczne, test PAPP-A i wcale nie bałam się wad genetycznych...choć może trochę...ale w mojej głowie siedziała jedna myśl..." Czy to malutkie serduszko bije tam nadal?

Na badaniu zobaczyłam...zdrowe, duże maleństwo. Już nie "fasolkę", a dzidziusia, który pływał sobie, machając rączkami i nóżkami. Po 13 tygodniu ciąży ryzyko poronień spada do 3%, dlaczego więc ja wciąż się boje? Dlaczego bardziej boje się niż cieszę? Z utęsknieniem wyczekuje regularnych ruchów dziecka, nie dlatego że to cudowne i przyjemne (choć oczywiście tak jest), ale dlatego, że to one dadzą mi świadomość, że życie, które we mnie rośnie, na pewno wciąż tam jest.

Prześladują mnie okropne sny, cesarskie cięcie w 6 miesiącu ciąży, nieudany poród siłami natury, wizja niebijącego serduszka na USG. Cały czas słyszę „Nie myśl o tym”, Nie martw się". Niestety...nie mam na to wpływu, nie mogę i nie chce zapomnieć o tym, że jestem w ciąży. Przepełnia mnie to radością, ale i strachem.

Myślę, że bycie mamą, nieważne czy dziecka nienarodzonego, przedszkolaka, 8 czy 18-latka to jedna wielka plątanina radości, dumy i strachu.

Komentarze

  1. Strach nigdy nie opuszcza matki. Całe życie martwimy się, nawet jak nie ma powodów.. taki już nasz los ;)

    Co do snów, mnie na szczęście nie prześladowały. W pierwszej ciąży miałam jeden i widziałam w nim Sebe, jaki był we śnie takie się właśnie urodził, aż byłam w szoku. Natomiast przy drugiej ciąży, wiedziałam tylko, że śni mi się córeczka no i mi się sprawdziło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze snem w pierwszej ciąży miałam to samo śnił mi się chłopiec i mały urodził się identyczny jak dziecko ze snu. Teraz wyczówam dziewczynke i zobaczymy czy sie sprawdzi :)

      Usuń

Prześlij komentarz

A co Ty o tym myślisz?